Thu 3rd Oct 2024 12:45

Niespokojna podróż...

by Jyslan

Opuściliśmy miasto i skierowaliśmy się drogą na zachód. Pazur powoził a wraz z nim na koźle siedział Raz. Reszta naszej dziwacznej kompani siedziała za nimi na pace. Tylko Kitawa nie siedział z nami, zamiast tego jadąc obok wozu na jednym z koni. Byłem właśnie w trakcie przygotowywania komponentu do zaklęcia, które pamiętałem z młodości, gdy ze skupienia wyrwało mnie głuche pacnięcie i rżenie konia. Biedny Kitawa zemdlał i w konsekwencji wypadł z siodła. Zatrzymaliśmy wóz i popędziliśmy w kierunku jaszczura. Jego stan przypominał nieco wczorajszą przypadłość Galdrama. Zaczynało to wyglądać na jakąś epidemię senności. W tym momencie przed szereg wyrwał się Hrum i oznajmił, że zaniesie Kitawę do Riverfell, by oddać go w ręce Farida, a następnie czym prędzej powróci. Nikt się nie sprzeciwiał. Sam martwiłem się nieco o naszego jaszczura, zdążyłem się już do niego przywiązać, ale wiedziałem, że kto jak kto ale Farid będzie umiał się nim zaopiekować. I tak oto pożegnaliśmy pół-orka i ruszyliśmy dalej na zachód szlakiem w kierunku miasta Alin.
Wieczór upłynął nam bez większego problemu. Gdy zapadła noc zaoferowałem moim towarzyszą, że przejmę wodzę tak by oni mogli odpocząć. I tak nie potrzebowałem tyle snu co oni. Usiadłem na koźle i tak w spokoju kontynuowaliśmy podróż.
Do ennama zostało jeszcze kilka dobrych godzin gdy zauważyłem podejrzane znaki na drodze przed nami. Ziemia była poryta i pełna niewielkich dziurek, a świeże ślady innego wozu prowadziły w zarośla obok traktu. Zbudziłem mych towarzyszy i razem przeszukaliśmy okolicę. Raz został na posterunku by strzec koni i naszego dobytku. Znaleźliśmy ślady krwi i szmacianą laleczkę. Postanowiliśmy podążyć za tropem. Liczyłem, że właściciele wozu jeszcze żyli i będziemy mogli ich uratować. Pellinta arta tel'quiet Eilistraee! Nie zawiodę Cię! Idąc po śladach znaleźliśmy zniszczony wóz i trochę porozrzucanych warzyw. Dalej natrafiliśmy na bardziej niepokojący widok. Na naszej drodze leżały powalone shanta, wyglądały jakby ktoś ściął je z ogromną siłą, za jednym zamachem. Nasz kery musiał być naprawdę potężny! Zachowując ostrożność parliśmy dalej naprzód, aż dotarliśmy do krawędzi niewielkiego wąwozu. Ślady krwi i zapach prowadziły dalej w głąb ciemnego tunelu wyrytego w przeciwległej ścianie parowu. Wraz z Pazurem i Galdramem odbyliśmy krótką naradę. Początkowo próbowaliśmy wywabić tajemnicze istoty z wnętrza jaskini, jednak bez większych sukcesów. W końcu niecierpliwy Galdram ruszył do wejścia a my podążyliśmy za nim.
Schodząc głębiej do wnętrza jaskini nagle poczuliśmy dziwne wibracje i odgłos rycia w ziemi. Nim zdążyliśmy zareagować z posadzki przed nami wyłoniły się dwa duże kształty. Od razu poznałem te plugastwa. Ankhegi! Nie myśląc zbyt dużo ruszyłem na bestie chcąc dać mym towarzyszom szansę do ucieczki. Walka pod ziemią była samobójstwem! Liczyłem, że błogosławieństwo Eilistraee mnie ochroni, jednak nie byłem jeszcze gotowy. Jeden z robali chwycił mnie swoimi pazurami i zaczął niemiłosiernie gryźć. Z jego paszczy sączył się kwas, który palił moją skórę. Z pomocą przybyli mi moi towarzyszy. Razem udało nam się spacyfikować krwiożercze insekty. Ja jednak nie czułem się zbyt dobrze po tej walce. Wyraźnie przeceniłem swoje umiejętności i było mi trochę wstyd przed Eilistraee. Otrzepałem się z kurzu i ruszyliśmy dalej.
W głębi jaskini natrafiliśmy na rozstaje i skierowaliśmy się w prawo, skąd swąd krwi był silniejszy. Na miejscu znaleźliśmy parę porozrywanych, ludzkich zwłok - prawdopodobnie kupców, którzy podróżowali tamtym wozem. W grocie było mnóstwo jaj. Rozbiłem jedno, nim zauważyłem niewielki kokon. Rozciąłem go i wydobyłem ze środka małą dziewczynkę. Była zimna ale wciąż oddychała. Poprosiłem Pazura by spalił resztę jaj. Nie chciałem by te potwory skrzywdziły kolejnych podróżnych. Potem postanowiłem zabrać dziewczynkę na powierzchnie. Ankhegi były martwe więc moim towarzyszom nic już raczej nie groziło. Po drodze postanowiłem jeszcze oprawić truchła martwych insektów. Używając noża udało mi się pozyskać kilka płyt z ich pancerza. W końcu udałem się na powierzchnię.
Ułożyłem dziewczynkę na trawie nieopodal wejścia do jaskini. Wyjąłem i nakręciłem pozytywkę. Chciałem by melodia przyniosła dziecku spokojny sen. Sam postanowiłem pomedytować, by zapytać Eilistraee o radę, co mam zrobić z tym pokrzywdzonym przez los stworzeniem. W pewnym momencie w oddali usłyszałem stłumiony huk i wiedziałem, że coś jest nie tak. Ruszyłem pędem do groty powierzając bezpieczeństwo dziecka w rękach Eilistraee. Gdy dotarłem na miejsce moi towarzysze uporali się już z zagrożeniem. Zaatakował ich tajemniczy przeklęty pancerz, który ożył gdy ci zaczęli bezcześcić pradawną kryptę. W trójkę szybko dokończyliśmy eksplorację podziemnego kompleksu. Udało nam się odnaleźć zasypane przejście, które musiało wychodzić na powierzchnię w innym miejscu - patrząc po krypcie, którą odnaleźliśmy prawdopodobnie na jakiś zapomniany, leśny cmentarz. W końcu opuściliśmy jaskinie zabierając ze sobą ciała kupców. Sam udałem się w miejsce pomiędzy drzewami, gdzie powinna znajdować się domniemana nekropolia. Na miejscu znalazłem kilka zmurszałych grobowców. Postanowiłem pochować kupców tutaj, na uświęconej ziemi, zmawiając krótką modlitwę po skończonej pracy. Odprawiwszy ich dusze na tamten świat powróciliśmy do wozu, przykryliśmy nieprzytomną dziewczynkę kocem i wyruszyliśmy w dalszą drogę na zachód...