Thu 3rd Oct 2024 12:36

Nowy Wspaniały Świat!

by Jyslan

Minął już przeszło miesiąc odkąd wyruszyłem w podróż wraz z Faridem, starym przyjacielem mego mistrza. Przez ten czas zdołaliśmy przeprawić się przez wielką wodę na pokładzie Kormorana i bezpiecznie wylądować na północnym brzegu kontynentu Terronis. Rejs po bezkresnym oceanie był niezwykłym przeżyciem, którego nigdy nie zapomnę. Choć za dnia bezwzględnie prażące słońce zmuszało mnie do ukrywania się pod pokładem, nocą mogłem podziwiać piękno gwiazd i księżyca odbijających się w gładkiej tafli Alu-sha. Po kres mego życia będę wdzięczny Eilistraee, że pozwoliła mi ujrzeć ten zapierający dech w piersi widok.
Podróżując z karawaną Farida dane mi było poznać Karila i Melka, zawodowych ochroniarzy, z którymi kupiec współpracował już od dawna. Karil był rosłym człowiekiem, o jasnych, przenikliwych oczach. Jego mocno zarysowaną twarz zdobiła bujna, brązoworuda broda. Na co dzień sprawiał wrażenie zamyślonego czy wręcz nadąsanego, jednak w brew pozorom był bardzo pogodny i pomocny. W trakcie podróży zauważyłem, że lubił spędzać wieczory słuchając jak gram na flecie. Nie wylewał też za kołnierz gdy była okazja. Melk był nieco bardziej oziębły niż Karil. Czujny pół-elf o płowych włosach i lazurowych oczach z początku nie za bardzo chciał mi zaufać. Z czasem jednak chyba się do mnie przekonał i od czasu do czasu opowiadał mi nawet dowcipy, których niestety nie rozumiałem. Melk był naprawdę utalentowanym łucznikiem i z wielką gracją poruszał się po leśnych ostępach. Odniosłem jednak wrażenie, że chłopak skrywa głęboko jakiś wielki żal, którym nie chciał się z nikim dzielić. Bardzo lubiłem siedzieć z nimi przy ognisku lub przy karczemnym stole i przysłuchiwać się długim dyskusją jakie między sobą toczyli. Mogłem wtedy na chwile wyobrazić sobie, że oglądam świat ich oczami.
Sam obwoźny kupiec i rzemieślnik okazał się być ciekawym, a przede wszystkim nadzwyczaj wyrozumiałym towarzyszem podróży. Z niespotykanym spokojem znosił moje liczne dziwactwa i cierpliwie pomagał gdy w słoneczne dni dokuczała mi przypadłość dhaerow. Dzięki niemu mogłem zobaczyć świat, jakiego wcześniej nie byłbym w stanie sobie wyobrazić. Zatłoczone miasta pełne dziwacznej architektury i kolorowych, pełnych życia ludzi, zaaferowanych swoimi codziennymi sprawunkami. Owoce, warzywa, sery, mięsiwa i całe to wyśmienite jedzenie, przyrządzane często z niedorzeczną wręcz dbałością oraz przy użyciu najróżniejszych ingrediencji. A przede wszystkim muzyka, zarówno ta prosta, którą można usłyszeć w każdej karczmie, jak i ta głęboka wygrywana przez mistrzów bardowskiego fachu, na której wspomnienie wciąż przechodzi mnie dreszcz. Tych wszystkich wspaniałości mogłem doświadczyć właśnie dzięki dobroci Farida i łaskawemu błogosławieństwu mej Pani. Takie właśnie jest życie w Krainie Światła, pod słońcem, gdzie rosną drzewa i kwiaty. Gorlanie, żałuje, że nie możesz mnie teraz zobaczyć…